DRUGA WOJNA ŚWIATOWA
Berlińczycy przyjęli wybuch Drugiej Wojny Światowej bez entuzjazmu, mimo niemieckich zwycięstw w Polsce. Według zamieszkałego tam wówczas amerykańskiego dziennikarza Williama Shirera na ulicach niewiele było oznak patriotycznego zapału i urażony w swej dumie Hitler anulował dalsze parady. 11 października nastąpił wybuch radości, gdy na berlińskiej długości fali obwieszczono przez radio, że rząd brytyjski upadł i proklamowano natychmiastowe zawieszenie broni. Shirer twierdzi, że większy entuzjazm dało się zaobserwować również podczas parady wojskowej na cześć upadku Francji (18 lipca 1940), gdy odziały niemieckie przemaszerowały pod Bramą Brandemburską po raz pierwszy od 1871 roku. Uważa on jednak, że tłumy Berlińczyków wyległy wtedy na ulice bardziej ze względu na widowisko, niż ze względów patriotycznych.
Pierwotnie wojna niewiele dała się Berlinowi we znaki. Choć mieszkańcy zaczęli już narzekać na skąpe racje żywnościowe, z okupowanej Europy napływały ku Rzeszy delikatesy i towary luksusowe. Niedobitki międzynarodowej kolonii dyplomatycznej i prasowej oraz Nazistowscy potentaci z ich pełnym przepychu stylem bycia uchodzili za high life. Otwarta opozycja zdawała się niemożliwa, gdyż sądzono, ze informatorzy Gestapo czają się za każdym rogiem. Dotkliwość programu oszczędności wojennych łagodziły Nazistowskie organizacje społeczne oraz propaganda.
NALOTY BOMBOWE
Goring oświadczył, że jeśli choć jedna bomba spadnie na Berlin, Niemcy mogą do niego mówić „Meyer” (żydowskie nazwisko). A jednak RAF zrzuciło pierwsze bomby 23 sierpnia 1940 roku. W kolejnym nalocie 28/29 sierpnia zginęło 10 osób — pierwsze cywilne ofiary wojny w Niemczech.
Naloty te obniżyły morale wśród Berlińczyków. którzy liczyli na szybkie zakończenie wojny i Hitler zmuszony był wygłosić przemówienie w Sportpalast. Podnosząc w górę przewodnik Bedekera po Wielkiej Brytanii zagrzmiał, że Luftwagffe zrówna z ziemią wszystkie miasta brytyjskie.
Jednakże te wczesne naloty bombowe nie wyrządziły większych realnych szkód i dopiero 1 marca 1943 roku, kiedy porażka na Zachodniej Saharze i problemy na froncie wschodnim uświadomiły wielu, że Niemcy nie są niezwyciężone, Berlińczycy doświadczyli pierwszego ciężkiego nalotu.
RAF bombardował nocą, a Amerykanie za dnia i z upływem czasu Berlin został metodycznie obrócony w ruinę. „Możemy doszczętnie zniszczyć Berlin, jeśli tylko U. S. A. A. F. się zdecyduje. Nas to będzie kosztowało od 400 do 500 samolotów, a Niemcy będzie to kosztowało wojnę”, napisał w liście do Churchilla w 1943 roku Sir Arthur „Bombardier” Harris, szef sztabu bombowców. Pierwszymi zburzonymi budynkami były Staatsoper i Alte Bibliothek przy Unter den Linden. 22 grudnia z Kaiser-Wilhelm-Gedachtniskirche pozostała tylko skorupa. Pod koniec roku bombardowania trwały dzień i noc, i stały się trwałym elementem życia.
Do końca wojny dokonano 363 nalotów. 75.000 ton bomb wybuchających i zapalających pozbawiło życia od 35.000 do 50.000 ludzi oraz odebrało 1.500.000 Berlińczykom dach nad głową. Jednak mimo olbrzymich zniszczeń, które pozostawiły na ulicach 100.000.000 ton gruzu, pod koniec wojny funkcjonowało nadal 70% zakładów przemysłowych.
RUCH OPORU PRZECIW NAZISTOM
Ruch oporu mniej się w Niemczech rzucał w oczy niż w krajach okupowanych, jednakże istniał przez całą wojnę, zwłaszcza w Berlinie. Grupa komórek komunistycznych pod wodzą członków dawnej KPD stworzyła podziemną sieć informacyjną oraz organizowała odosobnione akcje oporu i sabotażu. Jednakże komórki miały niewielkie szanse przeżycia i jedynie nieliczne ocalały. Bardziej udane były działania Rote Kapelle („Czerwona Orkiestra”), na której czele stal Harold Schulze-Boysen. przedwojenny arystokrata i członek cyganerii, który pracował w Ministerstwie Lotnictwa przy Wilhelmstrasse i miał agentów w większości urzędów wojskowych, dostarczając informacji Związkowi Sowieckiemu. Jednak i ta organizacja została rozpracowana i zlikwidowana przez SD i Gestapo.